I. "Tego, że jesteś pieprzoną, egoistyczną kurwą nie da się wytłumaczyć ..
"
II. "Dziękuję Tomlinson, za zjebanie mi psychiki."
Rzuciłem Niallowi przepraszające spojrzenie, zszedłem na
dół i podszedłem do drzwi. Zobaczyłem ją. Po tych cholernych trzech latach ..
- Czego chcesz? – Zapytałem z żalem, przyglądając się
kobiecie. Nic się nie zmieniła ..
- Zayn, mogę wejść? – Uśmiechała się perfidnie, sztucznie,
totalnie zlewając moje pytanie.
- Nie możesz. Czego.do.cholery.CHCESZ?
- Chodź, musimy pogadać. – Uśmiech zszedł z jej twarzy.
- Nie mamy o czym. – Mruknąłem. Byłem jednak ciekaw, co ma
mi do powiedzenia. Szepnąłem do Allana, żeby powiedział Niallowi, że niedługo
wrócę, zabrałem kurtkę i wyszedłem.
- Więc dlaczego marnujesz mój cenny czas? – Zapytałem nawet
na nią nie spoglądając. Byłem zbyt zajęty odpalaniem papierosa.
- Synku, czy ten chłopiec .. to był Allan? – Wpatrywała się
we mnie tymi swoimi pełnymi fałszu, oczami. – Nie pal ..
- Kilka spraw. Po pierwsze, nie nazywaj mnie swoim synkiem,
po drugie, nie obchodzi Cię to, kim był ten chłopiec, a po trzecie .. –
Zaciągnąłem się. – Będę palił. Nikt mi tego nie zabroni, a w SZCZEGÓLNOŚCI, TY.
– Wypuściłem dym proso w jej twarz. – Coś jeszcze? Śpieszy mi się.
- Zayn, wiem że zrobiłam źle, ale chciałam się wytłumaczyć
..
- Haha! Wytłumaczyć?! – Przerwałem jej. – Tego, że jesteś
pieprzoną, egoistyczną kurwą nie da się wytłumaczyć! A teraz się z panią
pożegnam, ale mój mężczyzna na mnie czeka. – Wybełkotałem i poszedłem sobie.
Szybkim krokiem doszedłem do domu. Pobiegłem do swojego pokoju, rzuciłem się na
łóżko, a łzy ciekły po moich policzkach. Potrzebowałem tego. Potrzebowałem
płaczu. Chwilę później poczułem czyjąś rękę głaszczącą mnie po plecach.
Wiedziałem, że to Niall. Położył się przy mnie, a ja wtuliłem się w jego tors.
- Zayn, co się dzieje? Kto to był? – Zapytał cicho. Nie
mogłem już tego dłużej dusić w sobie. Musiałem mu opowiedzieć to wszystko.
Wziąłem głęboki wdech.
- To była moja mama .. albo inaczej. To była kobieta, która
urodziła mnie i mojego brata. Mamą nazwać jej nie można. – Wyszlochałem.
Chłopak zrobił pytającą minę, więc zacząłem swoją marną historię.
- To było trzy lata temu. Allan miał wtedy rok. Znalazłem
od niej list, w którym wyznaje, że ojciec to pedofil, a ona ucieka i zostawia
nas w pizdu. Na początku udawałem, że nie znam prawdy o nim, aż w moich
rzeczach znalazł list. Dziewczyny z mojej szkoły poszły na drugi plan, teraz to
ja byłem jego celem. Ja byłem molestowany .. Chciałem jak najlepiej chronić
Allana, żeby jemu nic nie zrobił .. – Wydukałem w skrócie. Objął mnie, bym mógł
się w spokoju wypłakać.
*Perspektywa Nialla*
Nie wiedziałem co mogę odpowiedzieć. Było mi go tak
cholernie żal. Teraz już wiem dlaczego zareagował w taki sposób na moje
wcześniejsze pytanie, na temat rodziców. Spojrzałem na niego.
- Dlaczego przyszła? – Zapytałem delikatnie. Podniósł na
mnie swój smutny wzrok.
- Chciała się wytłumaczyć. – Zaczął cicho. – Myśli, że jak
wróci, przeprosi, to wszystko będzie dobrze? Myli się, kurwa. – Ściszył głos, a
po jego policzkach znów pociekły łzy. W pewnym momencie usłyszałem ciche
pukanie do drzwi, a w nich ujrzałem czterolatka. Podszedł i przytulił się do
Zayna.
*Perspektywa Zayna*
- Kim była ta pani i skąd zna moje imię? – Braciszek
spojrzał na mnie. Co miałem mu powiedzieć? Westchnąłem. Stwierdziłem, że nie
będę go okłamywał.
- Ta pani, to była mama .. nasza mama. – Mruknąłem z
nieukrywaną niechęcią. Jego źrenice momentalnie powiększyły się.
- Mamusia? Jak to mamusia? Dlaczego jej nie znam? – Zaczął
wypytywać o wszystko.
- Ona nie chce, żebyśmy ją znali. – Wbiłem wzrok w sufit. –
Ona nas zostawiła dawno temu. Nie chciała, żebyśmy byli przy niej. – Dodałem.
Chłopiec w szybkim tempie wstał i podbiegł do drzwi.
- Kłamies! Mama zawse chce być ze swoimi dziećmi! –
Krzyknął. Uciekł z mojego pokoju i najprawdopodobniej zaszył się u siebie. Tak
więc podniosłem się i wyszedłem z pokoju. Poszedłem do komnaty chłopca, jednak
nikogo tam nie zastałem. Odwróciłem się i zobaczyłem postać Liama, kierującego
się w moją stronę.
- Czemu Allan przybiegł z płaczem do mojego pokoju z
prośbą, żebym wywiózł go do lasu? Co mu zrobiłeś? – No, już zostałem
zaatakowany przez tatusia.
- Niall Ci o wszystkim powie .. – Wydukałem w pośpiechu i
pognałem do sypialni Liama. Wszedłem do środka, gdzie na łóżku siedział czterolatek
ze spuszczoną głową. Podszedłem i spocząłem przy nim.
- Braciszku .. – Zacząłem, jednak chłopiec szybko i
przerwał.
- Nie jesteś moim braciskiem. – Wyszlochał. Jego słowa
zabolały cholernie. Nagle to, co miałem mu do powiedzenia, zniknęło. W tym
momencie w głowie dudniło mi jedynie to, co on powiedział. Wyszedłem i już w
ciszy wyszedłem z pokoju. Wróciłem do siebie. Rzuciłem się bezsilnie na łóżko,
a po moich policzkach mimowolnie zaczęły cieknąć łzy.
*Perspektywa
Nialla*
Postanowiłem
sprawdzić, czy Zayn jest już u siebie. Wszedłem do pokoju chłopaka, za co
dostałem poduszką po łbie.
-
Wyjdź. Usłyszałem smutny, zapłakany głos mulata. Mimo prośby, podszedłem do
niego. Już chciałem dopytywać, jednak wyprzedził mnie jego krzyk. – Wyjdź do
cholery! Proszę .. – Wykrzyczał przez łzy, później jednak ściszył głos. Westchnąłem
i wyszedłem. Domyśliłem się, że powodem tego wszystkiego jest rozmowa, a raczej
krótka konwersacja z bratem. Tym razem skierowałem się do pokoju Liama, w
którym teraz znajdował się chłopiec. Wszedłem i usiadłem obok Allana.
-
Co się stało? Dlaczego Zayn płacze? – Wzrok skierowałem na czterolatka.
-
Płacze? Ja nie chciałem żeby płakał .. – Głowę spuścił jeszcze niżej.
-
A co zrobiłeś? – Zadałem malcowi kolejne pytanie. Przytulił się do mnie i sam
zaczął płakać.
-
Powiedziałem mu, że nie jest moim bratem.
-
Allan, dlaczego? Był z Tobą zawsze, pomagał Ci w każdej sytuacji .. Wychował
Cię.
-
Nie chciałem tego mówić, ale kłamał.
-
Nie kłamał. Allan, dlaczego miałby kłamać? Nie miał nawet takiego zamiaru. – I w
tym właśnie momencie chłopiec spojrzał na mnie swoimi małymi, zapłakanymi
oczami.
-
Nie kłamał?
*Zayn*
Usłyszałem
pukanie, a następnie drzwi od mojego pokoju otworzyły się.
-
Niall, mówiłem Ci, żebyś dał mi spokój. – Wybełkotałem niechętnie.
-
Nie jestem Niall, jestem Allan. – Usłyszałem cichy, przestraszony głos brata,
następnie poczułem jak siada koło mnie na łóżku. – Przepraszam Zayn .. nie
chciałem tego powiedzieć. – Po jego słowach objąłem go ramieniem i
przyciągnąłem do siebie.
-
Rozumiem. Ludzie w nerwach mówią różne rzeczy, których później żałują. –
Pocałowałem go w czółko.
*Louis*
Bez
pukania wtargnąłem do „królestwa” Hazzy.
-
Wstawaj, wycieczkę szykujemy. – Ściągnąłem z niego kołdrę. Gdy ujrzałem
nagiego, przeciągającego się chłopaka, pożałowałem decyzji.
-
Jaka wycieczka? – Zapytał zaspanym głosem.
-
Rodzina Eleanor chce Cię widzieć. – Odpowiedziałem śmiejąc się z miny, która
zaistniała na twarzy Harrego.
-
Daj mi 10 minut. – Mruknął wstając. Wyszedłem zostawiając go samego ze sobą.
*Harry*
Lubiłem
rodziców Eleanor. Mili ludzie. Musiałem jechać z nimi, chociażby z jednego
powodu – więcej czasu z Louisem.
Po
obiedzie wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy. Droga była dość długa. Planowaliśmy
dojechać następnego ranka. Siedziałem z tyłu przyglądając się, jak ONA
przystawia się do MOEJGO Lou. Ta dziewczyna mnie naprawdę irytowała. Podróż mijała
w spokoju. Co było szokiem dla Boo, bo od kilku godzin wytrzymujemy z Elką w
jednym małym pomieszczeniu na kołach. Nawet staram się być dla niej miły i
odpowiadać na jej niezmiernie głupawe pytania. Czego nie zrobię dla tego
chłopaka? Z rozmyśleń wyrwały mnie oślepiające światła jadącego z naprzeciwka
samochodu. Wbiło mnie w siedzenie, po czym mocno szarpnęło do przodu. Ocknąłem
się leżąc mniej więcej na ulicy. Pierwsza myśl? „Gdzie jest Louis?!” Na
szczęście zobaczyłem go. Stał koło wysokiego mężczyzny, przyodzianego w rażącą
czerwień. Czułem krew cieknącą po policzku, od łuku brwiowego. Wstałem ostatkami
sił. Chwiejnym krokiem podszedłem do chłopaka. Ku mojemu zdziwieniu, nic mu nie
było. Jednak płakał .. tylko dlaczego?
-
Boo Bear, co jest? – Patrzyłem na niego z żalem.
-
Ona nie żyje! Rozumiesz? Nie ma jej! – Krzyczał. Nogi się pode mną ugięły. –
Zabiłem ją! Zabiłem najważniejszą osobę na świecie! Ona miała spotkać się z
rodzicami! – Wybuchnął niepohamowanym płaczem. Przytuliłem go mocno, dając się
wypłakać.
Po
długich wywiadach z lekarzami i policją, puścili nas wolno. Było już późno, a
my znajdowaliśmy się w obcym mieście (lesie). Nie wiedzieliśmy jak daleko jest
jakieś legowisko. Nie wyobrażałem sobie spać w lesie pośród dzików i różowych
dup. [LINK]. Lou był nieobecny. Myślami krążył gdzieś daleko. Śmierć dziewczyny
jeszcze do mnie nie dotarła. Odwróciłem się. Serce podeszło mi do gardła. Nigdzie
nie widziałem mojego towarzysza. Zacząłem krzyczeć jego imię.
-
Co krzyczysz jak głupek? – Usłyszałem zachrypnięty głos chłopaka. Odskoczyłem przerażony.
Lou siedział właśnie na kamieniu.
-
Nie strasz. – Skarciłem go.
-
Nie mam już sił, idź sam. – Powiedział spuszczając głowę w dół. W tym momencie
usłyszałem strzał. Obaj rozejrzeliśmy się. Nikogo .. Kolejny. Tym razem
bliższy. Zerwaliśmy się na równe nogi i zaczęliśmy biec ile sił. Naszym oczom,
ukazała się droga.
Zbawienie.
– Pomyślałem.
-
Istny koszmar. – Usłyszałem zdyszany głos Lou.
-
Bałem się. – Podszedłem bliżej. – Bałem się o Ciebie. Tak cholernie. Lou,
zależy mi na Tobie. – Wykrzyczałem. Dzisiejszych wrażeń było wystarczająco. Musiałem
mu to kiedyś powiedzieć. Wiem, że to nie był najlepszy moment, ale musiałem.
Stałem tak blisko. Wyczuwałem jego oddech.
-
Czy Ciebie już do reszty pojebało? To może przez ten wypadek tak Ci webło? – Odepchnął
mnie. Odwrócił się na pięcie i odszedł poboczem drogi ze spuszczoną głową, oraz
rękami w kieszeniach. Ja tkwiłem w tym samym miejscu. Jego słowa rozrywały mnie
wewnętrznie. Bolało. Dziękuję Tomlinson, za zjebanie mi psychiki.
***
Rozdział długi, można rzec, że dwuczęściowy. Jest akcja, łuhuhu. Jest różowa dupa, czyli coś, co lubią tygryski. Dziękuję z ponad 5000 wyświetleń. See u later xx.
+ Link do nowego bloga.
+ Link do nowego bloga.
@NouisConda:
Tu Martyna. Bardzo się cieszę, że mogę pisać Larrego, mam jeszcze nadzieję, że nie zawiodę. To chyba tyle ode mnie. Cya <3