niedziela, 29 kwietnia 2012

Sixth chapter.

I. "Tego, że jesteś pieprzoną, egoistyczną kurwą nie da się wytłumaczyć .. "
II. "Dziękuję Tomlinson, za zjebanie mi psychiki."

Rzuciłem Niallowi przepraszające spojrzenie, zszedłem na dół i podszedłem do drzwi. Zobaczyłem ją. Po tych cholernych trzech latach ..

- Czego chcesz? – Zapytałem z żalem, przyglądając się kobiecie. Nic się nie zmieniła ..

- Zayn, mogę wejść? – Uśmiechała się perfidnie, sztucznie, totalnie zlewając moje pytanie.

- Nie możesz. Czego.do.cholery.CHCESZ?

- Chodź, musimy pogadać. – Uśmiech zszedł z jej twarzy.

- Nie mamy o czym. – Mruknąłem. Byłem jednak ciekaw, co ma mi do powiedzenia. Szepnąłem do Allana, żeby powiedział Niallowi, że niedługo wrócę, zabrałem kurtkę i wyszedłem.

- Więc dlaczego marnujesz mój cenny czas? – Zapytałem nawet na nią nie spoglądając. Byłem zbyt zajęty odpalaniem papierosa.

- Synku, czy ten chłopiec .. to był Allan? – Wpatrywała się we mnie tymi swoimi pełnymi fałszu, oczami. – Nie pal ..

- Kilka spraw. Po pierwsze, nie nazywaj mnie swoim synkiem, po drugie, nie obchodzi Cię to, kim był ten chłopiec, a po trzecie .. – Zaciągnąłem się. – Będę palił. Nikt mi tego nie zabroni, a w SZCZEGÓLNOŚCI, TY. – Wypuściłem dym proso w jej twarz. – Coś jeszcze? Śpieszy mi się.

- Zayn, wiem że zrobiłam źle, ale chciałam się wytłumaczyć ..

- Haha! Wytłumaczyć?! – Przerwałem jej. – Tego, że jesteś pieprzoną, egoistyczną kurwą nie da się wytłumaczyć! A teraz się z panią pożegnam, ale mój mężczyzna na mnie czeka. – Wybełkotałem i poszedłem sobie. Szybkim krokiem doszedłem do domu. Pobiegłem do swojego pokoju, rzuciłem się na łóżko, a łzy ciekły po moich policzkach. Potrzebowałem tego. Potrzebowałem płaczu. Chwilę później poczułem czyjąś rękę głaszczącą mnie po plecach. Wiedziałem, że to Niall. Położył się przy mnie, a ja wtuliłem się w jego tors.

- Zayn, co się dzieje? Kto to był? – Zapytał cicho. Nie mogłem już tego dłużej dusić w sobie. Musiałem mu opowiedzieć to wszystko. Wziąłem głęboki wdech.

- To była moja mama .. albo inaczej. To była kobieta, która urodziła mnie i mojego brata. Mamą nazwać jej nie można. – Wyszlochałem. Chłopak zrobił pytającą minę, więc zacząłem swoją marną historię.

- To było trzy lata temu. Allan miał wtedy rok. Znalazłem od niej list, w którym wyznaje, że ojciec to pedofil, a ona ucieka i zostawia nas w pizdu. Na początku udawałem, że nie znam prawdy o nim, aż w moich rzeczach znalazł list. Dziewczyny z mojej szkoły poszły na drugi plan, teraz to ja byłem jego celem. Ja byłem molestowany .. Chciałem jak najlepiej chronić Allana, żeby jemu nic nie zrobił .. – Wydukałem w skrócie. Objął mnie, bym mógł się w spokoju wypłakać.

*Perspektywa Nialla*

Nie wiedziałem co mogę odpowiedzieć. Było mi go tak cholernie żal. Teraz już wiem dlaczego zareagował w taki sposób na moje wcześniejsze pytanie, na temat rodziców. Spojrzałem na niego.

- Dlaczego przyszła? – Zapytałem delikatnie. Podniósł na mnie swój smutny wzrok.

- Chciała się wytłumaczyć. – Zaczął cicho. – Myśli, że jak wróci, przeprosi, to wszystko będzie dobrze? Myli się, kurwa. – Ściszył głos, a po jego policzkach znów pociekły łzy. W pewnym momencie usłyszałem ciche pukanie do drzwi, a w nich ujrzałem czterolatka. Podszedł i przytulił się do Zayna.

*Perspektywa Zayna*

- Kim była ta pani i skąd zna moje imię? – Braciszek spojrzał na mnie. Co miałem mu powiedzieć? Westchnąłem. Stwierdziłem, że nie będę go okłamywał.

- Ta pani, to była mama .. nasza mama. – Mruknąłem z nieukrywaną niechęcią. Jego źrenice momentalnie powiększyły się.

- Mamusia? Jak to mamusia? Dlaczego jej nie znam? – Zaczął wypytywać o wszystko.

- Ona nie chce, żebyśmy ją znali. – Wbiłem wzrok w sufit. – Ona nas zostawiła dawno temu. Nie chciała, żebyśmy byli przy niej. – Dodałem. Chłopiec w szybkim tempie wstał i podbiegł do drzwi.

- Kłamies! Mama zawse chce być ze swoimi dziećmi! – Krzyknął. Uciekł z mojego pokoju i najprawdopodobniej zaszył się u siebie. Tak więc podniosłem się i wyszedłem z pokoju. Poszedłem do komnaty chłopca, jednak nikogo tam nie zastałem. Odwróciłem się i zobaczyłem postać Liama, kierującego się w moją stronę.

- Czemu Allan przybiegł z płaczem do mojego pokoju z prośbą, żebym wywiózł go do lasu? Co mu zrobiłeś? – No, już zostałem zaatakowany przez tatusia.

- Niall Ci o wszystkim powie .. – Wydukałem w pośpiechu i pognałem do sypialni Liama. Wszedłem do środka, gdzie na łóżku siedział czterolatek ze spuszczoną głową. Podszedłem i spocząłem przy nim.

- Braciszku .. – Zacząłem, jednak chłopiec szybko i przerwał.

- Nie jesteś moim braciskiem. – Wyszlochał. Jego słowa zabolały cholernie. Nagle to, co miałem mu do powiedzenia, zniknęło. W tym momencie w głowie dudniło mi jedynie to, co on powiedział. Wyszedłem i już w ciszy wyszedłem z pokoju. Wróciłem do siebie. Rzuciłem się bezsilnie na łóżko, a po moich policzkach mimowolnie zaczęły cieknąć łzy.


*Perspektywa Nialla*
Postanowiłem sprawdzić, czy Zayn jest już u siebie. Wszedłem do pokoju chłopaka, za co dostałem poduszką po łbie.
- Wyjdź. Usłyszałem smutny, zapłakany głos mulata. Mimo prośby, podszedłem do niego. Już chciałem dopytywać, jednak wyprzedził mnie jego krzyk. – Wyjdź do cholery! Proszę .. – Wykrzyczał przez łzy, później jednak ściszył głos. Westchnąłem i wyszedłem. Domyśliłem się, że powodem tego wszystkiego jest rozmowa, a raczej krótka konwersacja z bratem. Tym razem skierowałem się do pokoju Liama, w którym teraz znajdował się chłopiec. Wszedłem i usiadłem obok Allana.
- Co się stało? Dlaczego Zayn płacze? – Wzrok skierowałem na czterolatka.
- Płacze? Ja nie chciałem żeby płakał .. – Głowę spuścił jeszcze niżej.
- A co zrobiłeś? – Zadałem malcowi kolejne pytanie. Przytulił się do mnie i sam zaczął płakać.
- Powiedziałem mu, że nie jest moim bratem.
- Allan, dlaczego? Był z Tobą zawsze, pomagał Ci w każdej sytuacji .. Wychował Cię.
- Nie chciałem tego mówić, ale kłamał.
- Nie kłamał. Allan, dlaczego miałby kłamać? Nie miał nawet takiego zamiaru. – I w tym właśnie momencie chłopiec spojrzał na mnie swoimi małymi, zapłakanymi oczami.
- Nie kłamał?
*Zayn*
Usłyszałem pukanie, a następnie drzwi od mojego pokoju otworzyły się.
- Niall, mówiłem Ci, żebyś dał mi spokój. – Wybełkotałem niechętnie.
- Nie jestem Niall, jestem Allan. – Usłyszałem cichy, przestraszony głos brata, następnie poczułem jak siada koło mnie na łóżku. – Przepraszam Zayn .. nie chciałem tego powiedzieć. – Po jego słowach objąłem go ramieniem i przyciągnąłem do siebie.
- Rozumiem. Ludzie w nerwach mówią różne rzeczy, których później żałują. – Pocałowałem go w czółko.
*Louis*
Bez pukania wtargnąłem do „królestwa” Hazzy.
- Wstawaj, wycieczkę szykujemy. – Ściągnąłem z niego kołdrę. Gdy ujrzałem nagiego, przeciągającego się chłopaka, pożałowałem decyzji.
- Jaka wycieczka? – Zapytał zaspanym głosem.
- Rodzina Eleanor chce Cię widzieć. – Odpowiedziałem śmiejąc się z miny, która zaistniała na twarzy Harrego.
- Daj mi 10 minut. – Mruknął wstając. Wyszedłem zostawiając go samego ze sobą.
*Harry*
Lubiłem rodziców Eleanor. Mili ludzie. Musiałem jechać z nimi, chociażby z jednego powodu – więcej czasu z Louisem.
Po obiedzie wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy. Droga była dość długa. Planowaliśmy dojechać następnego ranka. Siedziałem z tyłu przyglądając się, jak ONA przystawia się do MOEJGO Lou. Ta dziewczyna mnie naprawdę irytowała. Podróż mijała w spokoju. Co było szokiem dla Boo, bo od kilku godzin wytrzymujemy z Elką w jednym małym pomieszczeniu na kołach. Nawet staram się być dla niej miły i odpowiadać na jej niezmiernie głupawe pytania. Czego nie zrobię dla tego chłopaka? Z rozmyśleń wyrwały mnie oślepiające światła jadącego z naprzeciwka samochodu. Wbiło mnie w siedzenie, po czym mocno szarpnęło do przodu. Ocknąłem się leżąc mniej więcej na ulicy. Pierwsza myśl? „Gdzie jest Louis?!” Na szczęście zobaczyłem go. Stał koło wysokiego mężczyzny, przyodzianego w rażącą czerwień. Czułem krew cieknącą po policzku, od łuku brwiowego. Wstałem ostatkami sił. Chwiejnym krokiem podszedłem do chłopaka. Ku mojemu zdziwieniu, nic mu nie było. Jednak płakał .. tylko dlaczego?
- Boo Bear, co jest? – Patrzyłem na niego z żalem.
- Ona nie żyje! Rozumiesz? Nie ma jej! – Krzyczał. Nogi się pode mną ugięły. – Zabiłem ją! Zabiłem najważniejszą osobę na świecie! Ona miała spotkać się z rodzicami! – Wybuchnął niepohamowanym płaczem. Przytuliłem go mocno, dając się wypłakać.
Po długich wywiadach z lekarzami i policją, puścili nas wolno. Było już późno, a my znajdowaliśmy się w obcym mieście (lesie). Nie wiedzieliśmy jak daleko jest jakieś legowisko. Nie wyobrażałem sobie spać w lesie pośród dzików i różowych dup. [LINK]. Lou był nieobecny. Myślami krążył gdzieś daleko. Śmierć dziewczyny jeszcze do mnie nie dotarła. Odwróciłem się. Serce podeszło mi do gardła. Nigdzie nie widziałem mojego towarzysza. Zacząłem krzyczeć jego imię.
- Co krzyczysz jak głupek? – Usłyszałem zachrypnięty głos chłopaka. Odskoczyłem przerażony. Lou siedział właśnie na kamieniu.
- Nie strasz. – Skarciłem go.
- Nie mam już sił, idź sam. – Powiedział spuszczając głowę w dół. W tym momencie usłyszałem strzał. Obaj rozejrzeliśmy się. Nikogo .. Kolejny. Tym razem bliższy. Zerwaliśmy się na równe nogi i zaczęliśmy biec ile sił. Naszym oczom, ukazała się droga.
Zbawienie. – Pomyślałem.
- Istny koszmar. – Usłyszałem zdyszany głos Lou.
- Bałem się. – Podszedłem bliżej. – Bałem się o Ciebie. Tak cholernie. Lou, zależy mi na Tobie. – Wykrzyczałem. Dzisiejszych wrażeń było wystarczająco. Musiałem mu to kiedyś powiedzieć. Wiem, że to nie był najlepszy moment, ale musiałem. Stałem tak blisko. Wyczuwałem jego oddech.
- Czy Ciebie już do reszty pojebało? To może przez ten wypadek tak Ci webło? – Odepchnął mnie. Odwrócił się na pięcie i odszedł poboczem drogi ze spuszczoną głową, oraz rękami w kieszeniach. Ja tkwiłem w tym samym miejscu. Jego słowa rozrywały mnie wewnętrznie. Bolało. Dziękuję Tomlinson, za zjebanie mi psychiki.

***
Rozdział długi, można rzec, że dwuczęściowy. Jest akcja, łuhuhu. Jest różowa dupa, czyli coś, co lubią tygryski. Dziękuję z ponad 5000 wyświetleń. See u later xx.


+ Link do nowego bloga.

@NouisConda:
Tu Martyna. Bardzo się cieszę, że mogę pisać Larrego, mam jeszcze nadzieję, że nie zawiodę. To chyba tyle ode mnie. Cya <3



8 komentarzy:

  1. Kocham tego bloga. Pomysł na opowiadanie jest genialny i nie potrafię się nie zachwycać nim. Niby taki trochę smutny ten rozdział, ale mam nadzieję, że jakoś się ułoży w kolejnych? Wiesz, czego najbardziej mi brakuje? Opisów uczuć, dłuższych niż są teraz. Bo z perspektywy czytelniczki każde zdarzenie w zawrotnym tempie przebiega mi przed oczami, wszystko dzieje się za szybko, aby się nad tym dokładniej zastanowić, wyobrazić i poczuć. (sex-1d-sex.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń
  2. kocham twojego bloga .! jest genialny . inny i wyjątkowy ;* czekam na następny ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem mega szczęśliwa, że trafiłam na tego bloga <3 Jest świetny, a ja ubóstwiam Ziall'a ; )) Więc teraz piszecie we dwie, tak? :D Jesteście genialne, tak samo jak to opowiadanie ;) Troszkę smutno i szkoda mi Eleanor, ale kiedyś będzie lepiej, nie? :D Prosiłabym o więcej czułości między Zayn'em a Niall'em XD
    + Mam pytanie. Informujecie może o nowych rozdziałach? Jeśli tak to prosiłabym :D @sexhoranpotatoe lub gg 7916393

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda mi chłopaków... Zayn'a, Alan'a, Lou no i Hazzy...
    Jednocześnie rozumiem Lou. Obojętnie co czuje do Hazzy, to jest w szoku i mógł tak zareagować. Świetne opowiadanie ;)
    Zapraszam do siebie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudny rozdział.. tak bardzo szkoda mi Zayna i Harrego :< No, ale mam nadzieję, że to się poprawi! :) Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie zgadzam się z komentarzami powyżej, denerwują mnie osoby ,które nie wyrażają co tak na prawdę czują tylko jadą po schematach:/Moim zdaniem ten rozdział jest strasznie zawiły i niezrozumiały(odnoszę się tu do części Larrego).
    Harry w wypadku najprawdopodobniej wypadł z samochodu, znajduję się na ulicy, jest ranny a Louis stoi sobie jakby nigdy nic i rozmowa z jakimś kolesiem .
    W rzeczywistości takie zdarzenie nie miało by miejsca gdzie policja, karetka? Do cholery tam zginęła osoba, a oni sobie wstają i idą dalej, jeszcze do tego nagle znajdują się w lesie .Nie chce zniechęcać Cię(Martyna) do pisania ale te komentarze powyżej też Ci nie pomogą ,bo
    dają złudne wrażenie ,że ten rozdział(część Larrego) był świetny co niestety nie jest prawdą.
    Nie wiem czy to przeczytasz ale proszę nie sądź ,że jestem złośliwa i nie potrafię docenić pracy innych, tylko ja na twoim miejscu wolałabym usłyszeć prawdę(niestety bolesną) i w najbliższej przyszłości coś zmienić niż trwać w zapewnieniu ,że to co piszę jest doskonałe co mijałoby się z prawdą.
    Oczywiście odnoszę się tutaj tylko do części Larrego , reszta mi się bardzo podoba:)
    Nikka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż. Zauważ Proszę, Że To Jest Opowiadanie Wymyślone. Taki Fan Fik. Nigdzie Nie Było Napisane, Że To Musi Mieć Sens, Czy Coś, Tak? Mogłyby Się Tutaj Pojawić Niebieskie Krowy W Żółte Paski, Przylatujące Z Kosmosu I W Ogóle. - Anna

      Usuń

O mnie

Ania & Martyna, czasami jeszcze Josh.