Witam. Z tej strony Martyna. Jest mi dość przykro, że tzn. Bonus się nie przyjął i jest zaledwie jeden komentarz. Również do ostatniego rozdziału nie byliście hojni w sprawie komentarzy. Może uznacie to za głupie, ale te komentarze i wasza opinia, nawet ta negatywna, mobilizuje i to cholernie bardzo mobilizuje. Powoli obydwie się wypalamy i nie mamy pomysłów, bo nikt nie docenia naszych starań. Jest nam strasznie przykro i jesteśmy zawiedzione. Z początku starałyśmy się, spędzałyśmy godziny nad kartką papieru, a potem na przepisywaniu tego tutaj. Teraz, po prostu, nam się nie chcę. Nie znamy waszych opinii. Nie wiemy co chcielibyście zmienić, albo cokolwiek. Jedno miłe słowo lub kilka mniej miłych... Statystyki są jak dla nas dobre, bo cały czas rosną, ale co się stało, że opuściliście komentowanie ? Osobiście wypaliłam się i nie wiem kiedy pojawi się Larry .. Miałam pomysł i wszystko było już zaplanowane, ale teraz myślę, że nie mam dla kogo tego pisać, a pisanie samej dla siebie lub dla Anny nie jest przyjemnym zajęciem. Chyba nie mam już nic do dodanie ... Jeśli poprzednie posty skomentuję więcej niż 10 osób, powrócimy do pisanie. Jak nie ... Zostawiamy tą historię nie dokończoną i w cholerę z nią ... Tak, może to głupie i odbierzecie to jako szantaż i wypniecie się na nas, ale chcemy mieć pewność, że komuś na tym opowiadaniu zależy. To chyba tyle ode mnie. Mogę jeszcze dodać, że jest mi smutno i jestem rozczarowana ... Cóż. Cyaa <3
btw. Zmieniłam nazwę na TT ---> VasHappenin_x_
A Teraz Coś Ode Mnie, Anny. Dobra, Rozumiem. Nie Jesteśmy Jakimiś Świetnymi Pisarkami, Ale Po Prostu Miałyśmy Pomysł, Który Nie Był Taki Najgorszy, Ale Teraz Nie Ma To Jakiegokolwiek Sensu, Ponieważ Nie Mamy Dla Kogo Pisać. Ach, Przepraszam. Jest Iza, Którą Kocham Bardzo, Bardzo Mocno, Ale Jej Możemy Pokazać To Na Realu, Bądź Wysłać Chociażby Na Fb. Tylko Ona Pokazuje, Że Czyta Nasze Wypociny, Dlatego Jesteśmy Jej Cholernie Wdzięczne. Tak Jak Napisała Martyna, Jeśli Wykażecie Się Tym, Że Czytacie - Będziemy Pisać Dalej, A Nawet Przyłożymy Się Jeszcze Bardziej. Jeśli Jednak Nie - To Zostawiamy Historię Allana, Zayna, Nialla I Reszty W Pizdu, Za Przeproszeniem. To Raczej Tyle Ode Mnie. Mój Tłiter Się Nie Zmienił I Cóż - Powróciłam Na Niego. (Oh1DLuv).
Mam Nadzieję, Że Kogoś To Zainteresuje I Coś Się Zmieni. Dobranoc.
sobota, 25 sierpnia 2012
wtorek, 21 sierpnia 2012
Imagin z Edarry'm.
Edarry, Część Pierwsza.
Wiele się zmieniło przez te trzy lata. Wreszcie znalazłem
studio nagraniowe i ludzi, którzy mnie wypromowali. Moje dotychczasowe życie
zmieniło się o 180 stopni. Fani, nagrania, trasy, wywiady, występy. Wszystko w
szybkim tempie. Zdecydowanie za szybkim. Bez czasu dla rodziny i przyjaciół.
Teraz po półtorarocznej trasie po USA, wróciłem do mojego ukochanego Londynu.
Choć, w moim sercu wciąż tkwiło Holmes Chapel. Moje rodzinne miasto.
-
Kurde, stęskniłem się za tym cholernie wilgotnym powietrzem. –
Powiedziałem sam do siebie, wychodząc z samolotu. Słyszałem piski i krzyki
fanów. Sięgnąłem do kieszeni po mazak. Wiedziałem co mnie czeka. Podpisy,
zdjęcia, rozmowy, ale przyznam – kocham to. Długo nie trzeba było czekać. Duża
ilość ludzi otoczyła mnie. Na twarzach ochroniarzy zobaczyłem przeróżne emocje. Bali się takich bliskich
relacji z fanami. To była ich praca, zresztą ja im tego nie ułatwiałem. Z
każdym z tych ludzi chciałem porozmawiać, przytulić. Przecież to dzięki nim tu
jestem. Błądziłem wzrokiem wśród tłumu, gdy moją uwagę przykuł chłopak, stojący
na poboczu. Jak gdyby nie uczestniczył w całej tej sytuacji. Jego postawa mi
kogoś przypominała, lecz nie mogłem sobie uświadomić kogo. Na dodatek nie
widziałem jego twarzy. Zacząłem się przepychać obok niego. Opętało mnie dziwne
uczucie. Byłem pewien, że go znam. Zmrużyłem oczy, żeby lepiej się przyjrzeć.
Za duża bluza, która zwyczajnie na nim wisiała i kaptur, utrudniały mi całą
sprawę. Gdy stanąłem przy nim na wyciągnięcie ręki, nawet na mnie nie spojrzał.
Poczułem, jakby ktoś wylał na mnie wiadro zimnej wody. Te zielone tęczówki i
dołeczek w lewym policzku, to nie mógł być nikt inny, jak Harry. Ale gdzie się
podziały jego piękne, miękkie brązowe loki? Spod kaptura nie wystawało nic. Ani
jeden włos.
-
HARRY! – Zawołałem, żeby zwrócił na mnie swoją uwagę, ale on
dalej patrzył na inny punkt.
-
Gratuluję, Ed. – Wychrypiał. W pierwszej chwili nie wiedziałem
o co mu chodzi. Po chwili przypomniało mi się, dlaczego nasza przyjaźń się
rozpadła i szczerze zrobiło mi się głupio. Nagle cały ten tłum znikł. Liczył
się tylko Harry. Widziałem tylko jego. – Spełniasz NASZE marzenia. –
Kontynuował. Uśmiechnął się gorzko i podrapał się po nasadzie nosa. W kąciku
jego oka zobaczyłem łzę.
-
Przecież wiesz, że nie chciałem, aby tak to się potoczyło. –
Zrobiłem krok ku niemu. W tej chwili spojrzał na mnie. Nie zauważyłem w jego
oczach złości. Bardziej było to rozżalenie.
-
Zostawiłeś mnie! Nie odzywałeś się przez trzy lata. – Jego
policzek był wilgotny. – To nie były łatwe lata dla mnie. – Ukrył twarz w
dłoniach. Płakał ..
-
Harry ... – Wyciągnąłem rękę, aby przyciągnąć go do siebie,
lecz wyrwał mi się.
-
Zostaw. – Warknął i odsunął się. – Nie przyszedłem tu, by wypłakiwać Ci się na ramieniu, czy
odświeżać naszą przyjaźń. Jej już nie ma. Pogrzebałeś ją trzy lata temu. –
Przeszywał mnie wzrokiem.
-
To czemu tu jesteś? – Zapytałem łagodnie.
-
Chciałem Ci pogratulować i Cię zobaczyć. – Spuścił wzrok.
Szukał czegoś w torbie.
-
Masz. – Podał w moją stronę dość wygnieciony zeszyt.
-
Co to? – Wziąłem od niego „prezent”.
-
Mój dziennik. Pisałem to, żebyś miał świadomość co czuję i że
Cię pamiętam. Zresztą. Przeczytasz, zrozumiesz i dowiesz się wielu spraw. –
Poprawił kaptur. - A teraz żegnaj, Eddy. – Odwrócił się i odszedł,
znikając w tłumie. Chciałem krzyczeć jego imię, by się zatrzymał, ale gula w
gardle mnie powstrzymała. Przyciągnąłem zeszyt do piersi .. „Przeczytam” –
Pomyślałem i obiecałem w myślach. Już chciałem się za to brać, gdy nagle to
wszystko wróciło. Tłum, piski, rozwścieczeni
ochroniarze, menadżer.
-
Ed, musimy już jechać. – Ktoś z ekipy mówiąc to, złapał mnie
za łokieć i prowadził w stronę wyjścia z lotniska. Pogłębiłem mój uścisk
zeszytu. Był teraz dla mnie najważniejszy. Przepych trwał dość długą i ciasną
chwilę, aż w końcu znalazłem się w samochodzie. Położyłem notes na kolanach i
otworzyłem pierwszą stronę ..
Witam. Tu Martyna ;)
Już się tłumacze. Nie wzięłam się jeszcze za Larry’ego, za co bardzo
przepraszam, ale wena mnie opuściła. W zamian dodaję początek imagina o
Edarry’m. Mam nadzieję, że spodoba się Wam ta historia. Spodziewajcie się
jeszcze dwóch części.
Enjoy ^^
Btw. Anna czuję się zmęczona, ponieważ (ponoć) za szybko dyktuję, a to
ONA przepisywała. – Szczerze współczuję jej.
wtorek, 31 lipca 2012
Eighth chapter.
*perspektywa Zayna*
Ponownie spojrzałem na chłopca. Widać
było, że jest już zmęczony, jednak szedł zawzięcie .. Stanąłem naprzeciw niego,
następnie kucnąłem. Przetarł dłonią swoje napuchnięte oczy. Wziąłem go na ręce
i kontynuowałem wędrówkę.
- Zayn, gdzie idziemy? – Dotarł do
mnie jego cichy głos. Westchnąłem pod nosem.
- Nie wiem, braciszku. Nie wiem gdzie
jesteśmy, dokąd idziemy, nie wiem też, gdzie jest Niall. Nie mam pojęcia, czy dalej jest w domu, czy
może nie .. – Na moje słowa, malec
przytulił się do mnie jeszcze mocniej.
- Ale Ty mnie nie zostawisz, prawda
Zayn? – Allan zadał mi kolejne pytane, na co przystanąłem i ponownie postawiłem
chłopca na ziemi. Delikatnie złapałem go za ramiona i ucałowałem jego czoło.
- Obiecuję Ci to. – Posłałem mu
niewielki uśmiech. Po jego policzkach znów pociekły łzy. – Ej, ale nie płacz.
Będzie dobrze, zobaczysz. – Starłem z jego policzka niewielkie krople, po czym
ruszyliśmy dalej.
*perspektywa Nialla*
Szukałem ich. Jedna godzina, druga,
nic. Ani śladu .. Martwiłem się. Tak cholernie się martwiłem. Po raz kolejny
chwyciłem telefon i wykręciłem numer Mulata. Sekretarka .. a co jeśli mały znów źle się poczuł? Może mieli
jakiś wypadek? Wymyślałem coraz to gorsze
scenariusze. Bałem się. Miałem jednak nadzieję, że nic im nie jest, a Zayn ma
po prostu wyłączony telefon. Oby .. chciałem ich teraz tak zajebiście
mocno przytulić. Powiedzieć, jak bardzo ich kocham. Żeby to, co działo się w
domu, to tylko jeden, pieprzony sen ..
*perspektywa Zayna*
Czułem, jak chłopiec ciągnie mnie za
rękę. Spojrzałem na niego, następnie zatrzymałem się.
- Zayn, długo jeszcze będziemy tak
chodzić? – Zapytał cichutko. – Nie mam już
siły i boli mnie .. – Dodał.
-
Serduszko? – Zapytałem, na co ten
pokiwał tylko głową. Tego się obawiałem. Wziąłem go na ręce i pokierowałem się z nim na najbliższą ławkę. Posadziłem go sobie na
kolanach, a ten od razu wtulił się w moją pierś. Słyszałem, że zaczyna cicho
szlochać, objąłem go jeszcze mocniej i zacząłem gładzić go dłonią po włosach.
Miałem nadzieję, że zaraz ból ustąpi, że to tylko ze zmęczenia.
*perspektywa Nialla*
Godziny mijały, a chłopaków tak, jak
nie było, tak nie ma. Jednak nie miałem jakiegokolwiek zamiaru wracać. Najpierw
trzeba ich znaleźć. Chodziłem, błądziłem wszędzie, pytałem każdego z osobna ..
Postanowiłem jednak jeszcze raz
przeszukać park. Było to bardzo dobrym pomysłem, ponieważ po pewnym
czasie, na jednej z ławek ujrzałem
postaci. Podszedłem nieco bliżej. Tak,
to oni. Momentalnie, kamień spadł mi z serca. Niemalże podbiegłem do nich.
Zauważywszy, że obaj śpią, zacząłem delikatnie szturchać Zayna, by się obudził.
Gdy tylko otworzył oczy, od razu zacząłem go przepraszać.
- Niall, spokój .. już, cicho.
Przecież to nie Twoja wina, tak? Tylko teraz .. Co będzie z nami? – Zapytał cicho,
jakby bał się odpowiedzi.
- Kocham Cię. Kocham Was obu w sumie
.. i chcę być z Wami
już na zawsze. – Odpowiedziałem od razu. Nie było się nad czym zastanawiać.
Owszem, przykro mi, że tato oraz brat mnie nie akceptują, jednak nie liczyli
się oni. Teraz wazne było tylko to, co będzie. Liczyła się tylko przyszłość.
Liczyło się zdrowie tego małego chłopca, który właśnie spał w ramionach mojego
ukochanego. Zayn właśnie zaczynał go
budzić, jednak bezskutecznie. Mówił do niego, szturchał, zaczął nawet
delikatnie potrząsać, dalej brak reakcji.
-
Allan, pobudka .. braciszku. – Mulat stawał się coraz bardziej nerwowy,
jak i przerażony zarazem.
-
Czemu on się nie budzi? – Zapytałem prawie niesłyszalnie. Byłem również przestraszony,
jak Zayn.
- Nie wiem Niall, ale to nie wróży
nic dobrego. Dzwoń po karetkę ..
*
Przeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeepraszam.
Zawaliłam, wybaczcie. Krótkie, wybaczcie. Dawno mnie nie było, wybaczcie. No, a
tak w ogóle, to to pisałam ja, Ania :> No,
cóż mogę jeszcze dodać. Nie wiem, kiedy znów się coś tutaj pojawi. Dla
osób, które jeszcze nie odwiedzały:
poniedziałek, 18 czerwca 2012
Seventh chapter, Pt. 3
* Perspektywa Zayna *
Po ostatnich kilku
burzliwych dniach wraz z Niallem i Allanem postanowiliśmy odpocząć wyjeżdżając
gdzieś. Niestety nie mięliśmy pomysłu dokąd. Budząc się rano blondyna już nie
było obok, co lekko mnie zdziwiło, bo lubił spać i wstawał gdy ja byłem już po
śniadaniu. Przeciągając się wyszedłem z pokoju. Na dole zastałem chłopaków
grających w szachy (?). Nie wiedziałem skąd Irlandczyk znał taką dziedzinę
sportu, ale wolałem w to nie wnikać. Przywitałem się i poszedłem na kuchni w
celu zrobienia kawy. Zalewając wrzątkiem czarne nasiona, usłyszałem ciche
tuptanie. Odwróciłem się i zobaczyłem mojego skarba.
- Wiem gdzie możemy
pojechać .. – Zaczął temat siadając na blacie szafki.
- No właśnie. Musimy
zmienić plany – Mina Nialla od razu się zmieniła – Wczoraj dzwonił Harry.
Powiedział, że wylądował na jakiejś wsi i mamy po niego przyjechać. Za bardzo
nie wiem jak i dlaczego. Nic nie wspominał o Eleonor ani o Lou. – Powiedziałem
upijając łyk gorącej kawy. Delikatnie poparzyłem sobie język. Aby wystudzić,
zacząłem dmuchać w parzącą ciecz.
- To niestety będzie
musiał przedłużyć swój pobyt – Sięgnął po jabłko i wrócił na miejsce. Kolejne
zdania mówił z pełną buzią – Zapowiedziałem nas u moich rodziców. Jutro mamy
być w Irlandii. A Harremu taki wypad na wieś dobrze zrobi. Napisz mu sms’a, że
przyjedziesz za kilka dni. – Uśmiechnął się w
ten jego niewinny sposób.
- Jak do Twoich
rodziców ? Przecież tylko Twoja mama wie, a co z resztą ? – Bałem się, że
rodzina blondyna, znienawidzi nas. – A co z Allanem ?
- O nic się nie
martw. – Wstał i cmoknął mnie delikatnie w policzek. – Wracam do gry. Młody
mnie ogrywa. Co za wstyd, co za wstyd. – Mówił wychodząc z kuchni i kierując
się do salonu. Jego ręce latały we wszystkiego strony z udawanym oburzeniem.
Sięgnąłem po telefon
i napisałem do Harrego.
„ Przepraszam, ale
przez najbliższe dni nie dam rady. Mam nadzieje, że wytrzymasz i sobie
poradzisz”.
Wcisnąłem przycisk
„wyślij”. Wziąłem kubek i poszedłem przyglądać się grze chłopaków. Nie
wiedziałem, że brat ma taki talent.
Resztę dnia
spędziliśmy spokojnie. Leniuchowaliśmy oglądając seriale, grając w gry, lub po
prostu słuchając muzyki. Najważniejsze było to, że spędziliśmy te kilka godzin
w trójkę.
Niall już dawno
zarezerwował bilety. Wylot był z rana. Uśmiechnąłem się na myśl o radości
Allana. W końcu, to będzie jego pierwsza przygoda z samolotem. Odwróciłem się i
wtuliłem w lekko pochrapującego blondyna. Po chwili sam usnąłem.
Przeprawa minęła
szybko. Powiększone źrenice Allana bardzo mnie satysfakcjonowały. Młody już
dawno się tak nie cieszył. Powinienem mu już dawno zapewnić takie atrakcje. Do
Mullingar lecieliśmy przez pół godziny. Miasto Nialla, było piękne. Nigdy nie
byłem w Irlandii, ale wiem, że to nie był mój ostatni pobyt tutaj. Obaj
złapaliśmy chłopca za ręce i ruszyliśmy w kierunku domu. Stojąc przed drzwiami,
miałem wielką gule w gardle. Otworzyła uśmiechnięta, niska kobieta. Mój skarb
miał te same rysy twarzy co ona. Uścisnęła najpierw swojego syna, następnie
mnie. Była pozytywną osobą. Akceptowała inność Nialla i w niczym jej ona nie
przeszkadzała. Po przywitaniu nas, kucnęła do malca i zaczęła z nim rozmawiać. Chłopiec
miał cały czas uśmiech na twarzy. Szczęście od niego promieniowało. Kobieta po
kilku minutach wstała i zwróciła się do syna.
- Nie byłam w stanie
powiedzieć o tym tacie i Gregowi.– Popatrzyła z nadzieją na blondyna -To Wy
musicie im powiedzieć. I spodziewajcie się kiepskiej reakcji. W tej chwili
kolana się pode mną ugięły. Mama Nialla zaprosiła nas do środka. W przedpokoju
stali dwaj mężczyźni, którzy patrzyli na nas „z ukosa”.
- Witaj synu.
Myślałem, że przyjedziesz z dziewczyną, a nie z kolegą. – Przytulił go. Mama
chłopaka zabrała Allana do kuchni. Wiedziała co się zaraz wydarzy. Nie chciała,
by malec był świadkiem takich scen.
- Tato, tylko, że ...
– złapał się za kark – To ktoś więcej niż kolega czy przyjaciel. Zayn to mój
chłopak. Kocham go i mam nadzieje, że uszanujesz moją decyzje. – Powiedział,
głośno wypuszczając powietrze z płuc. Momentalnie mężczyzna odsunął się od
syna. Z głuchej ciszy wyrwał wszystkich śmiech Grega. Niall, zawsze uważał go
za przyjaciela, ale jego reakcja nie była przyjemna. Stałem tam i czułem się
jak nagie dziecko na boisku szkolnym. To było dobre porównanie. Czułem się
wyśmiany.
- Gratuluję Nialler.
Zawsze robiłeś wstyd rodzinie, ale żeby być pedałem ? – Wybuchnął chóralnym
śmiechem. Widziałem łzy w oczach Irlandczyka. Greg imponował młodszemu bratu i
dobrze o tym wiedział, Od małego Niall go naśladował, chciał być jak on, chciał
jego akceptacji. Za każdym razem zostawał wyśmiany przez brata lub jego
znajomych. Szydzili i obrażali go nazywając „Leprachunem” czy „Rudzielcem”. To
przez to Niall farbował włosy, stawał się inny. Nie był sobą. A stosunki z
bratem poprawiły się dopiero wtedy kiedy blondyn został przydzielony do zespołu.
Teraz stał i patrzył jak traci wszystko. Ojciec z którym lubił łowić ryby,
nigdy nie popatrzy na niego z dumą. Od tej chwili będzie się nim brzydził. A
Greg .. Nigdy by się nie spodziewał, ze wróci ten stary brat sprzed roku, że
znów zrówna go z ziemią.
Czerwone, nadęte
policzki i szkliste oczy mówiły, że Niall zaraz wybuchnie. Brat zbliżył się do
niego twarzą.
- Wybieraj, albo ten
pedał i dziecko, albo rodzina. Zapomnimy, że kiedykolwiek to się wydarzyło i
będzie jak dawniej – mówił przyciszonym głosem, przez zaciśnięte zęby. Chłopak odepchnął
go od siebie i ruszył po schodach do góry, zapewnię do swojego pokoju. Płakał.
Cholernie cierpiał, Mama widząc to wszystko z progu drzwi kuchennych, ruszyła
za chłopakiem krzycząc przez łzy jego imię. Stanęła w pół kroku i odwróciła się
do starszego Horana. Przez zęby wysyczała „Wstydź się ! Nie tak Cię
wychowałam”.
A ja stałem. Po
prostu stałem, Burza myśli i emocji przeszywała moje ciało. Chciałem go
pocieszyć, ale nie mogłem się ruszyć. Czułem się jak dziwak, jak wyrzutek.
Bezradnie zakryłem twarz dłońmi i zacząłem szlochać.
- Allan. – Zawołałem
cicho. Chłopiec wyłonił się z progu drzwi. Był przestraszony, Na pewno słyszał
całe zdarzenie. W końcu dzieliła nas tylko jedna cienka ściana. Wystawiłem rękę
w jego kierunku, dając znak, żeby podszedł. Spuścił głowę i przyszedł łapiąc
moją dłoń. Pociągnąłem go za sobą. Wyszedłem, głośno trzaskając drzwiami.
Ruszyłem z bratem w nieznaną stronę. Nigdy więcej nie zadam takiego bólu temu
malcu. Objąłem go ramieniem i przyciągnąłem go siebie. Chciałem by był
szczęśliwy. Cholernie szczęśliwy. Nikt nie wiedział ile mu jeszcze zostało
życia ...
* Perspektywa Nialla
*
Co innego mogłem
zrobić ? Uciekłem. Stchórzyłem. Mam mętlik w głowie. Zawsze uważałem Grega za
osobę tolerancyjną. Myliłem się. Był zwykłym, nieczułym chujem. Myślałem, że
jest moim przyjacielem .. Że mnie kocha i mogę na niego liczyć, Niestety, nie
był tym wyimaginowanym, idealnym bratem. Ledwo dobiegłem do drzwi, gdy moja
mama mnie zatrzymała.
- Synku ... – Powiedziała
czule, przyciągając mnie bliżej. Schowałem głowę w jej zagłębieniu. Płakałem.
Ona też. To była jedyna osoba z mojej rodziny, która akceptowała mnie takiego
jakim jestem i nie kazała mi się zmieniać. Kochałem ją. Od małego była moją
najlepszą przyjaciółką. I nawet w takiej trudnej sytuacji jak teraz mogę na nią
liczyć. – Kochanie, on tego nie chciał. – Wyszeptała mi do ucha.
- Greg mnie
nienawidzi. A ja naprawdę kocham Zayna i Allana. – Podniosłem głowę, żeby
spojrzeć jej w oczy. Położyła delikatnie dłoń na moim policzku i opuszkami
palców otarła mi łzy z policzków. – Wiem. – Nadal szeptała.
- Allan jest chory.
Poważnie chory. – Powiedziałem cicho.
Mama usiadła na
brzegu łóżka i pociągnęła mnie za rękaw, bym oklapł koło niej.
- Co mu jest ? –
Zapytała niepewnie. W jej oczach było widać było strach. Bała się odpowiedzi.
- Ma problemy z
sercem. Ostatnie badania były pozytywne, ale od niedawna All zaczął się
skarżyć. Boje się ... Gdy go zabraknie ... Zayn sobie nie poradzi. Chciałem im
zapewnić miły, rodzinny wypad, żebyśmy trochę odpoczęli. Nie wiedziałem, że to
się tak skończy. – Nie odpowiedziała nic. Wie, że nie lubię banalnego „wszystko
będzie dobrze”.
- Czemu Allan nie
jest z rodzicami ? – zapytała niepewnie.
- Zayn miał małą
patologię w domu. Nigdy nie chciał o tym rozmawiać. Wiem tyle, że nie chcę znać
matki. A ojciec ... – Nie dokończyłem. Niedawno Zayn powiedział co się działo w
jego dzieciństwie. Było jeszcze za wcześnie, by powiedzieć o tym mojej
rodzicielce. Na szczęście nie pytała o nic więcej. – Idź. – Powiedziała nagle.
Na co uniosłem brew. – Idź ich szukać. Widzę, że są dla ciebie całym światem. A
ja przez ten czas porozmawiam z tatą i Gregiem. – Wstałem i szybko zerwałem się
do drzwi przy których się zatrzymałem. Wróciłem i pocałowałem mamę w policzek.
– Kocham Cię. – Powiedziałem. Będąc już na schodach usłyszałem „Ja Ciebie też,
synku”. Zbiegłem na dół. Na szczęście nikt nie stanął mi na drodze. Biegłem.
Sam nie wiem dokąd. Musiałem ich znaleźć. Nawet gdybym musiał szukać ich do
jutro. Musiałem ....
* * *
Tak, to już ostatnia
część tego rozdziału. Szukuję się wiele akcji. W tym rozdziale Anna się leniła
i postanowiłam ją wyręczyć i napisać Zialla za nią. Przepraszam, przepraszam i
jeszcze raz przepraszam ! Już nigdy nie zabiorę jej żadnego rozdziału bo
spieprzyłam po całości. Poświęcę się Larryemu. A co do Larryego ... Wiele z Was
dopomina się pod rozdziałami o Hazz i Lou o Zialla. Jest mi trochę przykro, gdy
widzę tego typu komentarze. Wiem, że Anny Ziall jest wyjątkowy, ale mam skrytą
nadzieję, że Larryego również tak umiłujecie i pokochacie ;). Obiecuję, ze będę
się starać , aby się wam podobało.
Jeśli chcecie się
dowiedzieć o nowych rozdziałach albo jak nam idzie pisanie to podaje tt
@NouisConda. Do następnego <3 – Martyna
Przepraszam bardzo,
ze się w tym rozdziale w ogóle nie udzielałam, ale coś ostatnio się mnie wena
nie trzyma. Tak na marginesie to cześć Iza. Tak trochę jest już po wtorku więc
możesz nas dorwać. Chcieliście Zialla to macie Zialla. – Anna.
sobota, 9 czerwca 2012
:)!
- Witam. Cóż, to jeszcze nie rozdział, ale nie martwcie się, niedługo się pojawi :) Bardzo możliwe, że zdążymy się uwinąć nawet do poniedziałku. Niczego jednak nie obiecujemy. Chcecie ode mnie krótkie wprowadzenie? Hmm .. szykujcie się na niemiłe odwiedziny. Tak, Niall, Zayn i Allan, odwiedzą rodzinę państwa Horanów. A co się z tym wiąże? Rozdział już niedługo.
- Jest jeszcze jedna, również bardzo istotna sprawa. Polecam bloga. Bloga, należącego do naszego cudownego, baaardzo zdolnego Josha. http://imaginary-direction.blogspot.com/ - One shoty. Dopiero pierwszy, ale .. cudo! :3
piątek, 18 maja 2012
Seventh chapter, Pt. 2
*Perspektywa Harrego*
Będąc w ciemnym lesie
nie martwiłem się o siebie. Bałem się o Lou. On jest taki delikatny i wrażliwy.
Nad ranem poczułem zmęczenie. Zdrzemnąłem się chwilę, lecz nie było mi dane
wyspać się. PO kilku minutach zacząłem się kręcić i drapać. Okazało się, ze
zasnąłem na mrowisku. Po przebudzeniu wyglądałem (i tak się czułem) jak dziecko
z ospą. Nie mogłem zostać w tym miejscu. Ruszyłem w przeciwnym kierunku niż Boo
dzień wcześniej. Okazało się, że nie było wcale tak daleko do zaludnionej wsi.
Zbawienie. Byłem głodny, spragniony, brudny i śmierdzący. Pierwszy domek na
horyzoncie, był mały z czerwonej cegły. Typowo wiejskie miejsce. Przyśpieszyłem
krok. Zamaszystym ruchem otworzyłem furtkę i zacząłem dobijać się do drzwi.
Otworzyła mi starsza pani w kolorowej chustce i wzorzystym fartuszku.
-Dzień Dobry, nazywam
się Harry Styles – Powiedziałem szybko, czekając na jakąś reakcje. Chyba nas
nie znali na tym zadupiu. Po powrocie do domu musimy zacząć podbijać wsie, a
nie tylko te „wielkie” miasta. Wstałem i zacząłem tłumaczyć dalej – Wczoraj
miałem wypadek. Noc spędziłem w lesie – dopiero po wypowiedzeniu tych słów
zrozumiałem jak to głupio zabrzmiało.
-
A to na Ciebie wczoraj polował mój mąż – Powiedziała od
niechcenia. Uśmiechnąłem się pod nosem.
-
Państwo są kanibalami ? – zapytałem rozbawiony.
-
Czym ? Tadek myślał, że znowu jakiś wilk grasuje. – Dziwna
była jej niechęć do życia. Delikatnie przechyliłem głowę by powąchać
podkoszulek. Myślałem, że to z powodu mojego smrodu kobieta mówi przez zaciśnięte
zęby. Opanowałem się i zacząłem trawić jej słowa.
-
Znowu ? Wilki? – głośno przełknąłem ślinę.
-
No. – Odpowiedziała krótko.
-
Więc, tak. Pomyślałem, że udostępni mi pani łazienkę. Szybki
prysznic. Zapłace. – Wyjąłem 200 funtów w stronę kobiety. Na co uniosła brew.
Dołożyłem jeszcze 100.
-
Zapraszam.- Dało się usłyszeć zmianę tonu. Wszedłem. Tak jak
się spodziewałem. W domu zero stylu, zero gustu. Kobieta wskazała gestem ręki
gdzie jest łazienka. Poszedłem pod prysznic. Niesamowite uczucie gdy po spaniu
na mrowisku możesz wziąć orzeźwiający prysznic. Po tej nieziemskiej
przyjemności zszedłem na dół gdzie czekało już na mnie śniadanie. Uśmiechnąłem
się pod nosem. Jednak pieniądze mogły zdziałać cud. Podczas konsumpcji wyjąłem
telefon w celu sprawdzenia zasięgu. Nic.
-
Zasięg tylko w wychodku – usłyszałem głos za sobą.
-
Gdzie ? – zdziwiłem się, że jeszcze istnieją wychodki. Gdy
byłem mały razem z całą rodziną jeździliśmy do wujostwa. Tam zawsze stała
drewniana budka z wyciętym serduszkiem. Było to 15 lat temu ! Że ktoś jeszcze z
czegoś takiego korzysta.
-
Nie wiesz, co to wy ...
-
Dobra, rozumiem – przerwałem bezczelnym tonem, głośno wstając
od stołu i kierując się w stronę śmierdzącego miejsca.
-
Co za niewychowana młodzież – Babcia mruczała pod nosem – Żeby
nie zjeść owsianki swojskiej roboty. Co za dzieci w tych czasach. – Złożyła
ręce jak do modlitwy.
Gdy dotarłem na
miejsce od razu wybrałem numer Zayna. Błagając go o pomoc Obiecał, że
przyjedzie jak najszybciej się da. Chciałem wykonać jeszcze jeden telefon. Już wybierałem
numer, gdy moja komórka padła.
-
Jasna cholera ! – Syknąłem.
-
Co rozwolnienie ? – Usłyszałem rozbawiony głos.
Męski/Chłopięcy głos zza „drzwi”.
-
Nie. – Burknąłem wychodząc. Moim oczom ukazała się sylwetka
mniej więcej w moim wieku o rudych, rozwichrzonych włosach. – Pomóż mi się
wyrwać z tego miejsca ! – Powiedziałem błagalnym głosem.
*Perspektywa Louisa
Po przebudzeniu
poczułem zapach świeżo zaparzonej kawy i jajecznicy ze szczypiorkiem.
Przeciągnąłem się mrucząc cicho. Na szafce stała taca z karteczką ‘ Smacznego’.
Ten koleś jest naprawdę dziwny. Zjadłem wszystko. Naciągnąłem bokserki i
zszedłem na dół. Przy stole siedział Frank.
-
Witam. Mam coś dla Ciebie – wskazał ręką na kolorową siatkę na
krześle – Kupowałem na oko. Powinno być dobre. – Zajrzałem do środka. Czarne
rurki, bluzka w paski (chyba podłapał mój styl) i zielone bokserki.
-
Dzięki, nie musiałeś. Co tam piszesz ?
-
W końcu musisz jakoś wyglądać na zdjęciach. A to .. – Podniósł
spięte kartki – To kontrakt.
-
Dość długi. Mogę się z nim zapoznać ? – Zapytałem siadając
obok.
-
Jasne. Podziwiam, że chcę Ci się tyle czytać. – Uśmiechnąłem się.
-
Też prawda. – Wziąłem od niego długopis i bez czytania
podpisałem.
-
No to ubierz się a ja przygotuję sprzęt – Klepnął mnie po
ramieniu i wyszedł.
Cała sesja poszła
gładko. Oprócz kilku incydentów. Dziwne było to, ze musiałem pozować jedynie w
obciśniętych bokserkach. I te pozy .. Pomińmy to. Ważne, że wieczorem dostanę
trochę kaski.
Po obiedzie byłem
ciekawy jak wyszła moja praca. Zaszedłem do pracowni. Na biurku leżały jakieś
zdjęcia. Poszedłem zadowolony. Uśmiech szybko zniknął mi z twarzy. Przyjrzałem
się uważnie. Na zdjęciu wielki numer. Na dole tekst: „Zadzwoń do mnie.
Obiecuję, że się nie zawiedziesz.” Ocknąłem się. To nie było żadne zdjęcie. To ulotka!
Ulotka męskiej dziwki! Którą byłem JA! Drzwi od pokoju się uchyliły.
-
Co to kurwa jest ?! – rzuciłem w Franka papierami. Czekałem na
jakieś wyjaśnienia.
-
Wszystko miałeś w kontrakcie. _ powiedział spokojnym i
wyciszonym głosem.
-
Nie dałeś mi go nawet przejrzeć ! - Krzyczałem machając rękami.
-
Sam nie chciałeś. Teraz niestety będziesz wykonywał swoją
pracę. Od jutra masz klientów. – Odwrócił się z zamiarem wyjścia.
Ty jebany pedofilu !! – Darłem się. Do moich oczu podeszły łzy. W tej
chwili poczułem czyjąś silną pieść na policzku. Straciłem równowagę, a świat
zawirował.
* * *
Witam. Tu Martyna. Tak wiem ... Obiecałyśmy, że już w środę będzie część druga, ale nie wyszło. Ogólnie została jeszcze trzecia część, gdzie jest Ziall. Przepraszamy, że podzieliłyśmy ten rozdział na tyle części, ale po prostu nie mamy czasu napisać go całego. W takim razie musicie jeszcze się trochę naczekać. Anna ma teraz małe problemy osobiste i to też utrudnia sprawę. Cieszemy się, że jednak jest kilka osób które to czytają. Ostatnio nawet dowiedziałyśmy się, że czyta to osoba z naszego miasta, A tym bardziej z naszej szkoły którą bardzo serdecznie pozdrawiamy. Oczywiście jak chcecie się czegoś o nas dowiedzieć, ale jesteście ciekawi jak powstaje rozdział to to są nasze TT :
@NouisConda - Martyn
@Oh1DLuv- Anna.
See You <3
niedziela, 13 maja 2012
Seventh chapter, Pt. 1
*Perspektywa
Louisa*
Szedłem
brzegiem ulicy. Dokładnie nie wiedziałem w jakim kierunku. Było ciemno. Żadnej
lampy, ani świateł nadjeżdżającego samochodu. Może i lepiej. Chciałem być sam.
Moje myśli krążyły wokół sytuacji z Harrym. Lubiłem tego chłopaka, ale żeby od razu
się zakochać? Byłem pewien, że jestem hetero. Do dziś myślałem, że on też. Fakt,
spędzaliśmy dużo czasu razem. Cieszyłem się gdy mogłem się przy nim wyluzować i
być sobą. Zwykłym sobą. Nie myślałem, że przyjaźń męsko-męska może przerodzić
się w miłość. Nieodwzajemnioną miłość. Cała ta sprawa była dla mnie absurdalna.
Przystanąłem, wyjmując telefon z kieszeni, w celu wybrania numeru do Eleanor.
Dopiero gdy ujrzałem te 9 cyfr, a obok zdjęcie uśmiechniętej twarzy dziewczyny,
przypomniałem sobie co się stało pół nocy temu. Stałem jak wrośnięty
korzeniami. Przejechałem opuszkami palców po ekranie. Dałem się ponieść
emocjom. Pierwsza słona łza spłynęła po moim policzku, bezdźwięcznie uderzając
o szkło komórki. Potem kolejna i kolejna .. aż wybuchnąłem niepohamowanym
płaczem. Usiadłem na jezdni. Wyglądałem jak bezbronne dziecko, które płacze po
zabraniu babci do szpitala. Z transu
wyrwała mnie smuga światła, gdzieś
pomiędzy drzewami. Otarłem łzy, wstałem, chowając telefon do kieszeni spodni. Zza
zakrętu wyłoniło się czarne, małe autko, które powoli zaczęło hamować. Zmrużyłem
oczy, przez oślepiające diody. Pojazd zatrzymał się dokładnie przede mną. Dzielił
nas zaledwie jeden krok. Z samochodu wyszedł szpakowaty facet. Na oko, był
jakoś po czterdziestce. Przednie drzwi
otworzyły się.
-
Co tu robisz o .. – Zawahał się spoglądając na zegarek. Widać było, że to
bogaty mężczyzna. Biznesmen, albo jakiś inny palancik. - .. o 4 nad ranem.
Ogólnie, to widzę Cię tu po raz pierwszy. Wieś taka mała, że każdy każdego zna,
ale Ciebie nie kojarzę. A może zabłądziłeś? – Podszedł do mnie. Swoją pomarszczoną
twarz wygiął w uśmiech, a prawą brew
uniósł ku górze.
-
To ostatnie. – Odpowiedziałem krótko na zadane pytanie, pomijając wszystkie wcześniejsze.
Mama od zawsze uczyła, żeby z nieznajomymi nie rozmawiać.
-
W takim razie wskakuj, podwiozę Cię. – kiwnął głową w stronę swojego cacka.
-
Dzięki, poradzę sobie. – Odwróciłem się powolnie i zacząłem się oddalać. Czyjaś
silna ręka zatrzymała mnie w pół kroku, łapiąc za ramię.
-
Nalegam. – Ciągnął.
W
tym momencie zacząłem się bać. Nie wyglądał na typa spod ciemnej gwiazdy,
chociaż jego siła, była niepokojąca. Nie miałem innego wyboru. Ruszyłem za
mężczyzną. Usiadłem na miejscu pasażera. Szpakowaty odpalił silnik, co wiązało
się z uruchomieniem radia, które było dość silnie rozregulowane.
-
W takim razie dokąd? – Zapytał, zagłuszając piosenkę.
-
Emm .. – Wyjąkałem. – To skomplikowane, ale za bardzo nie wiem, gdzie jestem i
nie wiem, gdzie się podziać. Jest tu jakaś noclegownia? – Zapytałem patrząc w
przednią szybę. Prędkość z jaką
jechaliśmy, można było porównać prędkości światła.
-
W takim razie, zapraszam do mnie. Mam dość duży dom, powinniśmy jakoś przeżyć
te kilka godzin. – Poczułem jego wzrok na mojej twarzy.
-
Nie mogę przyjąć pana propozycji.
-
Jakiego „pana”? Mów mi Frank.
-
Louis ..
-
Jednak nalegam. – Powiedział tym swoim
ostrym tonem. Może miał jednak rację .. kilka godzin i zapomnimy o sobie. Bałem
się go. Niepewnie kiwnąłem głową.
-
Dobrze, ale tylko na kilka godzin. – Powiedziałem cicho.
-
Bardzo mnie cieszy Twoja decyzja, Louisie. – Zaczął nucić daną piosenkę.
Słuchając jęków tego faceta, zanurzyłem się w rozmyślaniu.
-
Masz idealne rysy twarzy na modela, Lou. Mogę się tak do Ciebie zwracać? A te
kości policzkowe .. chciałbym Ci zaproponować współpracę. – Nie dane było mi
pobyć we własnym świecie.
-
Słucham? – Odchrząknąłem zaskoczony.
-
Jestem fotografem i właśnie proponuję Ci małą sesję. Nic wielkiego, kilka
zdjęć. A zapłata będzie opłacalna. – Zaśmiał się pod nosem.
-
Miałem się tylko u Ciebie przekimać, a potem się ulotnić. Nie mogę przyjąć tej propozycji.
-
Ciekawe czym? Tu autobusy jeżdżą tylko w soboty, a dziś jak się nie mylę, jest
początek wtorku. – Zaparkował pod wielkim domem, który przypominał pałac. Ogród
miał chyba kilka arów. Cała posiadłość była niesamowita i ogromna. Niepewnie wysiadłem
z samochodu. Skierowałem się za Frankiem do środka. Przedpokój, salon i kuchnia
były urządzone w stylu nowoczesnym. Białe ściany, czarne meble i dodatki.
Typowo męski dom. Przeczesałem ręką włosy i wydałem ciche mruknięcie z
zachwytu, coś w stylu „wow”.
-
Przemyśl moją wcześniejszą propozycję, Louis. Pokój jest na górze. Pierwszy na
prawo. Jest w nim łazienka i świeże ręczniki. Ubrań niestety nie mam na Ciebie.
Śpij dobrze. – Klepnął mnie w plecy i poszedł w kierunku najprawdopodobniej,
sypialni. Chwilę pokręciłem się po domu. Wiele rzeczy mnie zaciekawiło. Musiałem
wszystko dotknąć, obejrzeć. Każda pierdółka była inna, a zarazem wyjątkowa.
Zapomniałem o całym świecie. Miałem nadzieję, na nowe życie. Nawet przeleciała
mi myśl, aby zostawić zespół. Propozycja sesji, była atrakcyjna. Nie znałem
ceny, ale po tym gościu widać, że lubi marnować pieniądze. Zacząłem powoli
kierować się w stronę schodów. Gdy
wdrapałem się na samą górę, doszła do mnie głośna muzyka z końca korytarza. Patrząc
w tamtą stronę, zobaczyłem jeden kolorowy element. Wesołe, żarówiaste światła i
czerwone ściany. Pomyślałem, że Frank musi mieć rozpieszczone dzieci. Cały dom
był bez życia, tylko to jedno miejsce. Ten facet nie wydawał się być wzorowym
ojcem. Nawet nie zauważyłem obrączki na palcu. Może był rozwiedziony? Pchnąłem drzwi
wcześniej pokazanego pokoju. Białe ściany i czarne dodatki. Norma. Wyskoczyłem
z ubrań i poszedłem pod prysznic. Zimne krople wody pieściły moje ciało. Wreszcie
mogłem się odprężyć. W tej chwili zacząłem tęsknić za Harrym. Zawsze gdy brałem
prysznic, siedział ze mną w łazience i rozśmieszał, wygłupiając się. A teraz
nowe miejsce i brak JEGO. Tęsknota szybko przeszła, a myśli znów wróciły do
propozycji. Wyszedłem spod wody, zakrywając się ręcznikiem. Nie miałem ochoty
zakładać bokserek, które miałem ponad dobę. Starannie się owinąłem. Woda
spływała mi z włosów i ciała, robiąc
mokre ślady na panelach. Poszedłem na palcach do sypialni Franka.
Zapukałem niepewnie i pchnąłem drzwi. Mój nowy kolega leżał na łóżku.
-
Lou, co Cię do mnie sprowadza? Myślałem, że już śpisz. – Oparł się na łokciach.
-
Przemyślałem Twoją propozycję. – Zacząłem siadając na brzegu łóżka.
-
Tak – Uniósł brew.
-
Jakie wynagrodzenie? – Spojrzałem na niego. Sięgnął karteczkę z szafki nocnej i
długopis. Zaczął coś na niej pisać, a potem podstawił mi ją pod nos. To co tam
zobaczyłem, było trochę dziwne.
-
Aż? – Zdziwiłem się i wytrzeszczyłem oczy.
-
O takiego modela trzeba dbać. – Puścił mi oczko. – Idź spać Lou. Już późno, a jutro
musisz być wypoczęty. Dobranoc. – Przekręcił się na bok, nakrył kołdrą po uszy.
Chwilę później było słychać ciche chrapanie.
Bezszelestnie wycofałem się z pokoju. Przymknąłem za sobą drzwi. Skierowałem się
do swojego (tymczasowego) pokoju. Za dużo wydarzeń jak na jeden dzień. Dotarłem
do swojego lokum. Na zegarku, który stał na szafce nocnej przy łóżku, była 6:08
rano. Zmęczenie brało górę. Czas spać. Zsunąłem ręcznik z bioder i zagrzebałem
się pod cieplutką kołdrą. Sen przyszedł szybko.
* * *
Przepraszam,
że tylko jedna część rozdziału, ale mam problemy w rl i musiałam jak
najszybciej to napisać. Rozdział jest ogółem kilka razy dłuższy, jednak to
będzie w drugiej części, przeeepraszam. Piszcie do Martyny na TT, bo ja możliwe
nie będę miała dostępu. Postaram się jeszcze do środy dodać resztę rozdziału,
bo mama idzie do szkoły. Cya xx.
wtorek, 8 maja 2012
Powiadomienie.
Witam : D
Po namowach i przemyśleniu, doszłyśmy do wniosku, że jednak będziemy kontynuować pisanie bloga. Dotarło do nas, że naprawdę czytacie i doceniacie nasze wypociny. Jesteśmy z tego powodu niezmiernie szczęśliwe i wdzięczne. Mamy wiele pomysłów, będzie więcej akcji, będziemy się bardziej przykładać, oraz rozdziały będą dłuższe. Kolejnego rozdziału można spodziewać się już w weekend. Proszę również, o zostawienie w komentarzu swoich tt, ponieważ gdy tylko pojawią się jakieś nowe rozdziały, Martyna będzie was o nich powiadamiać. Teraz coś wyłącznie od głównej administratorki, Anny. Chciałam was w sumie przeprosić. Nie wiem, co mnie wzięło z tym zawieszaniem, ale na szczęście, między innymi dzięki Martynie, się opamiętałam. Cóż. To chyba wszystkie sprawy takie ważniejsze.
Nasze TT:
@NouisConda - Martyna.
@Oh1DLuv - Anna.
Jeśli macie jakieś pytania, prośby, lub po prostu macie potrzebę popisać, to walcie śmiało, a postaramy się odpisywać jak najszybciej : >
Cya <3
P.S. Hmm .. Ogółem, notki na bloga dodaję ja, Ania, jednak błagam was, piszcie, żeby Tyna też się bardziej produkowała : > Dziękuję ^-^
niedziela, 6 maja 2012
Powiadomienie.
Na wstępie, cześć. Powiadamiam, w imieniu swoim własnym, oraz Martyny, że blog zostaje zawieszony. Hmm .. dlaczego? Cóż. Jest ponad 6000 wejść, staramy się, ale komentarzy jest tyle, co kot napłakał, jak nie mniej. Jest nam z tego powodu cholernie przykro, ale nie będziemy się użalać. Jeśli czytacie, to komentarz by się przydał. JEDEN komentarz. To nie jest wiele. Kilka minut i już, a nas to motywuje. Ech, nie wiemy, kiedy powrócimy na tego bloga. Zobaczymy.
+ Chciałam zaprosić na mojego drugiego bloga. Prolog jest już. *Link do bloga* - Fajnie byłoby, gdyby ktoś czytał i KOMENTOWAŁ.
Cześć.
niedziela, 29 kwietnia 2012
Sixth chapter.
I. "Tego, że jesteś pieprzoną, egoistyczną kurwą nie da się wytłumaczyć ..
"
II. "Dziękuję Tomlinson, za zjebanie mi psychiki."
Rzuciłem Niallowi przepraszające spojrzenie, zszedłem na
dół i podszedłem do drzwi. Zobaczyłem ją. Po tych cholernych trzech latach ..
- Czego chcesz? – Zapytałem z żalem, przyglądając się
kobiecie. Nic się nie zmieniła ..
- Zayn, mogę wejść? – Uśmiechała się perfidnie, sztucznie,
totalnie zlewając moje pytanie.
- Nie możesz. Czego.do.cholery.CHCESZ?
- Chodź, musimy pogadać. – Uśmiech zszedł z jej twarzy.
- Nie mamy o czym. – Mruknąłem. Byłem jednak ciekaw, co ma
mi do powiedzenia. Szepnąłem do Allana, żeby powiedział Niallowi, że niedługo
wrócę, zabrałem kurtkę i wyszedłem.
- Więc dlaczego marnujesz mój cenny czas? – Zapytałem nawet
na nią nie spoglądając. Byłem zbyt zajęty odpalaniem papierosa.
- Synku, czy ten chłopiec .. to był Allan? – Wpatrywała się
we mnie tymi swoimi pełnymi fałszu, oczami. – Nie pal ..
- Kilka spraw. Po pierwsze, nie nazywaj mnie swoim synkiem,
po drugie, nie obchodzi Cię to, kim był ten chłopiec, a po trzecie .. –
Zaciągnąłem się. – Będę palił. Nikt mi tego nie zabroni, a w SZCZEGÓLNOŚCI, TY.
– Wypuściłem dym proso w jej twarz. – Coś jeszcze? Śpieszy mi się.
- Zayn, wiem że zrobiłam źle, ale chciałam się wytłumaczyć
..
- Haha! Wytłumaczyć?! – Przerwałem jej. – Tego, że jesteś
pieprzoną, egoistyczną kurwą nie da się wytłumaczyć! A teraz się z panią
pożegnam, ale mój mężczyzna na mnie czeka. – Wybełkotałem i poszedłem sobie.
Szybkim krokiem doszedłem do domu. Pobiegłem do swojego pokoju, rzuciłem się na
łóżko, a łzy ciekły po moich policzkach. Potrzebowałem tego. Potrzebowałem
płaczu. Chwilę później poczułem czyjąś rękę głaszczącą mnie po plecach.
Wiedziałem, że to Niall. Położył się przy mnie, a ja wtuliłem się w jego tors.
- Zayn, co się dzieje? Kto to był? – Zapytał cicho. Nie
mogłem już tego dłużej dusić w sobie. Musiałem mu opowiedzieć to wszystko.
Wziąłem głęboki wdech.
- To była moja mama .. albo inaczej. To była kobieta, która
urodziła mnie i mojego brata. Mamą nazwać jej nie można. – Wyszlochałem.
Chłopak zrobił pytającą minę, więc zacząłem swoją marną historię.
- To było trzy lata temu. Allan miał wtedy rok. Znalazłem
od niej list, w którym wyznaje, że ojciec to pedofil, a ona ucieka i zostawia
nas w pizdu. Na początku udawałem, że nie znam prawdy o nim, aż w moich
rzeczach znalazł list. Dziewczyny z mojej szkoły poszły na drugi plan, teraz to
ja byłem jego celem. Ja byłem molestowany .. Chciałem jak najlepiej chronić
Allana, żeby jemu nic nie zrobił .. – Wydukałem w skrócie. Objął mnie, bym mógł
się w spokoju wypłakać.
*Perspektywa Nialla*
Nie wiedziałem co mogę odpowiedzieć. Było mi go tak
cholernie żal. Teraz już wiem dlaczego zareagował w taki sposób na moje
wcześniejsze pytanie, na temat rodziców. Spojrzałem na niego.
- Dlaczego przyszła? – Zapytałem delikatnie. Podniósł na
mnie swój smutny wzrok.
- Chciała się wytłumaczyć. – Zaczął cicho. – Myśli, że jak
wróci, przeprosi, to wszystko będzie dobrze? Myli się, kurwa. – Ściszył głos, a
po jego policzkach znów pociekły łzy. W pewnym momencie usłyszałem ciche
pukanie do drzwi, a w nich ujrzałem czterolatka. Podszedł i przytulił się do
Zayna.
*Perspektywa Zayna*
- Kim była ta pani i skąd zna moje imię? – Braciszek
spojrzał na mnie. Co miałem mu powiedzieć? Westchnąłem. Stwierdziłem, że nie
będę go okłamywał.
- Ta pani, to była mama .. nasza mama. – Mruknąłem z
nieukrywaną niechęcią. Jego źrenice momentalnie powiększyły się.
- Mamusia? Jak to mamusia? Dlaczego jej nie znam? – Zaczął
wypytywać o wszystko.
- Ona nie chce, żebyśmy ją znali. – Wbiłem wzrok w sufit. –
Ona nas zostawiła dawno temu. Nie chciała, żebyśmy byli przy niej. – Dodałem.
Chłopiec w szybkim tempie wstał i podbiegł do drzwi.
- Kłamies! Mama zawse chce być ze swoimi dziećmi! –
Krzyknął. Uciekł z mojego pokoju i najprawdopodobniej zaszył się u siebie. Tak
więc podniosłem się i wyszedłem z pokoju. Poszedłem do komnaty chłopca, jednak
nikogo tam nie zastałem. Odwróciłem się i zobaczyłem postać Liama, kierującego
się w moją stronę.
- Czemu Allan przybiegł z płaczem do mojego pokoju z
prośbą, żebym wywiózł go do lasu? Co mu zrobiłeś? – No, już zostałem
zaatakowany przez tatusia.
- Niall Ci o wszystkim powie .. – Wydukałem w pośpiechu i
pognałem do sypialni Liama. Wszedłem do środka, gdzie na łóżku siedział czterolatek
ze spuszczoną głową. Podszedłem i spocząłem przy nim.
- Braciszku .. – Zacząłem, jednak chłopiec szybko i
przerwał.
- Nie jesteś moim braciskiem. – Wyszlochał. Jego słowa
zabolały cholernie. Nagle to, co miałem mu do powiedzenia, zniknęło. W tym
momencie w głowie dudniło mi jedynie to, co on powiedział. Wyszedłem i już w
ciszy wyszedłem z pokoju. Wróciłem do siebie. Rzuciłem się bezsilnie na łóżko,
a po moich policzkach mimowolnie zaczęły cieknąć łzy.
*Perspektywa
Nialla*
Postanowiłem
sprawdzić, czy Zayn jest już u siebie. Wszedłem do pokoju chłopaka, za co
dostałem poduszką po łbie.
-
Wyjdź. Usłyszałem smutny, zapłakany głos mulata. Mimo prośby, podszedłem do
niego. Już chciałem dopytywać, jednak wyprzedził mnie jego krzyk. – Wyjdź do
cholery! Proszę .. – Wykrzyczał przez łzy, później jednak ściszył głos. Westchnąłem
i wyszedłem. Domyśliłem się, że powodem tego wszystkiego jest rozmowa, a raczej
krótka konwersacja z bratem. Tym razem skierowałem się do pokoju Liama, w
którym teraz znajdował się chłopiec. Wszedłem i usiadłem obok Allana.
-
Co się stało? Dlaczego Zayn płacze? – Wzrok skierowałem na czterolatka.
-
Płacze? Ja nie chciałem żeby płakał .. – Głowę spuścił jeszcze niżej.
-
A co zrobiłeś? – Zadałem malcowi kolejne pytanie. Przytulił się do mnie i sam
zaczął płakać.
-
Powiedziałem mu, że nie jest moim bratem.
-
Allan, dlaczego? Był z Tobą zawsze, pomagał Ci w każdej sytuacji .. Wychował
Cię.
-
Nie chciałem tego mówić, ale kłamał.
-
Nie kłamał. Allan, dlaczego miałby kłamać? Nie miał nawet takiego zamiaru. – I w
tym właśnie momencie chłopiec spojrzał na mnie swoimi małymi, zapłakanymi
oczami.
-
Nie kłamał?
*Zayn*
Usłyszałem
pukanie, a następnie drzwi od mojego pokoju otworzyły się.
-
Niall, mówiłem Ci, żebyś dał mi spokój. – Wybełkotałem niechętnie.
-
Nie jestem Niall, jestem Allan. – Usłyszałem cichy, przestraszony głos brata,
następnie poczułem jak siada koło mnie na łóżku. – Przepraszam Zayn .. nie
chciałem tego powiedzieć. – Po jego słowach objąłem go ramieniem i
przyciągnąłem do siebie.
-
Rozumiem. Ludzie w nerwach mówią różne rzeczy, których później żałują. –
Pocałowałem go w czółko.
*Louis*
Bez
pukania wtargnąłem do „królestwa” Hazzy.
-
Wstawaj, wycieczkę szykujemy. – Ściągnąłem z niego kołdrę. Gdy ujrzałem
nagiego, przeciągającego się chłopaka, pożałowałem decyzji.
-
Jaka wycieczka? – Zapytał zaspanym głosem.
-
Rodzina Eleanor chce Cię widzieć. – Odpowiedziałem śmiejąc się z miny, która
zaistniała na twarzy Harrego.
-
Daj mi 10 minut. – Mruknął wstając. Wyszedłem zostawiając go samego ze sobą.
*Harry*
Lubiłem
rodziców Eleanor. Mili ludzie. Musiałem jechać z nimi, chociażby z jednego
powodu – więcej czasu z Louisem.
Po
obiedzie wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy. Droga była dość długa. Planowaliśmy
dojechać następnego ranka. Siedziałem z tyłu przyglądając się, jak ONA
przystawia się do MOEJGO Lou. Ta dziewczyna mnie naprawdę irytowała. Podróż mijała
w spokoju. Co było szokiem dla Boo, bo od kilku godzin wytrzymujemy z Elką w
jednym małym pomieszczeniu na kołach. Nawet staram się być dla niej miły i
odpowiadać na jej niezmiernie głupawe pytania. Czego nie zrobię dla tego
chłopaka? Z rozmyśleń wyrwały mnie oślepiające światła jadącego z naprzeciwka
samochodu. Wbiło mnie w siedzenie, po czym mocno szarpnęło do przodu. Ocknąłem
się leżąc mniej więcej na ulicy. Pierwsza myśl? „Gdzie jest Louis?!” Na
szczęście zobaczyłem go. Stał koło wysokiego mężczyzny, przyodzianego w rażącą
czerwień. Czułem krew cieknącą po policzku, od łuku brwiowego. Wstałem ostatkami
sił. Chwiejnym krokiem podszedłem do chłopaka. Ku mojemu zdziwieniu, nic mu nie
było. Jednak płakał .. tylko dlaczego?
-
Boo Bear, co jest? – Patrzyłem na niego z żalem.
-
Ona nie żyje! Rozumiesz? Nie ma jej! – Krzyczał. Nogi się pode mną ugięły. –
Zabiłem ją! Zabiłem najważniejszą osobę na świecie! Ona miała spotkać się z
rodzicami! – Wybuchnął niepohamowanym płaczem. Przytuliłem go mocno, dając się
wypłakać.
Po
długich wywiadach z lekarzami i policją, puścili nas wolno. Było już późno, a
my znajdowaliśmy się w obcym mieście (lesie). Nie wiedzieliśmy jak daleko jest
jakieś legowisko. Nie wyobrażałem sobie spać w lesie pośród dzików i różowych
dup. [LINK]. Lou był nieobecny. Myślami krążył gdzieś daleko. Śmierć dziewczyny
jeszcze do mnie nie dotarła. Odwróciłem się. Serce podeszło mi do gardła. Nigdzie
nie widziałem mojego towarzysza. Zacząłem krzyczeć jego imię.
-
Co krzyczysz jak głupek? – Usłyszałem zachrypnięty głos chłopaka. Odskoczyłem przerażony.
Lou siedział właśnie na kamieniu.
-
Nie strasz. – Skarciłem go.
-
Nie mam już sił, idź sam. – Powiedział spuszczając głowę w dół. W tym momencie
usłyszałem strzał. Obaj rozejrzeliśmy się. Nikogo .. Kolejny. Tym razem
bliższy. Zerwaliśmy się na równe nogi i zaczęliśmy biec ile sił. Naszym oczom,
ukazała się droga.
Zbawienie.
– Pomyślałem.
-
Istny koszmar. – Usłyszałem zdyszany głos Lou.
-
Bałem się. – Podszedłem bliżej. – Bałem się o Ciebie. Tak cholernie. Lou,
zależy mi na Tobie. – Wykrzyczałem. Dzisiejszych wrażeń było wystarczająco. Musiałem
mu to kiedyś powiedzieć. Wiem, że to nie był najlepszy moment, ale musiałem.
Stałem tak blisko. Wyczuwałem jego oddech.
-
Czy Ciebie już do reszty pojebało? To może przez ten wypadek tak Ci webło? – Odepchnął
mnie. Odwrócił się na pięcie i odszedł poboczem drogi ze spuszczoną głową, oraz
rękami w kieszeniach. Ja tkwiłem w tym samym miejscu. Jego słowa rozrywały mnie
wewnętrznie. Bolało. Dziękuję Tomlinson, za zjebanie mi psychiki.
***
Rozdział długi, można rzec, że dwuczęściowy. Jest akcja, łuhuhu. Jest różowa dupa, czyli coś, co lubią tygryski. Dziękuję z ponad 5000 wyświetleń. See u later xx.
+ Link do nowego bloga.
+ Link do nowego bloga.
@NouisConda:
Tu Martyna. Bardzo się cieszę, że mogę pisać Larrego, mam jeszcze nadzieję, że nie zawiodę. To chyba tyle ode mnie. Cya <3
sobota, 21 kwietnia 2012
Fifth chapter.
"Ciepłe lato. Morze, plaża, srające mewy .."
Nad
ranem obudził mnie zimny podmuch powietrza, który poczułem na wystającym spod
kołdry ramieniu. Spojrzałem do góry na spokojnie śpiącego Blondyna. Wstałem.
Chłodny wiatr wstrząsnął moim ciałem. Podszedłem do okna, by je zamknąć.
Patrząc na szare chmury i deszcz, przypomniał mi się ten dzień. Ten cholerny
dzień ..
Ranek,
jak ranek. Wstałem wcześnie. Schodząc na dół, spostrzegłem małą, białą kopertę,
leżącą na komodzie. Zbliżyłem się do niej. Lekko pochylonymi literami ktoś
napisał „Zayn Malik”.
-
Wygląda jak pismo mamy .. – pomyślałem. Rozejrzałem się po domu. Nikogo,
wszyscy chyba jeszcze spali. Wziąłem papier i poszedłem do salonu. Rozsiadłem
się wygodnie, zastanawiając się co mam a wykombinowała. To była jakaś gra?
Powoli otworzyłem kopertę. Przeleciałem wzrokiem wyrazy i oniemiałem.
„17.04.2009r.
Drogi
Synku!
Piszę
ten list do Ciebie, ponieważ uważam Cię
za odpowiedzialnego dzieciaka. Ostatnio mi i Twojemu ojcu się nie układa.
Pewnie się zastanawiasz, dlaczego? Otóż, ojciec wielokrotnie mnie zdradził i to
jeszcze z nieletnimi dziewczynkami. Zmuszał je do tego .. Tak, Zayn. Był
zwykłym pedofilem. Kryłam go, bo to on zapewniał nam dach nad głową, lecz teraz
kończę z tym. Możesz pomyśleć, że uciekam .. tak Zayn, uciekam. Chcę zacząć
nowe życie, w nowym miejscu, z nowymi ludźmi. Nie pozwól by ojciec zbliżył się
do Allana ..
Mama.”
Co
to do cholery było?! Ona zastawiła nas samych? Z masą problemów? I To jeszcze z
pedofilem? A na dodatek śmiała nazwać się „mamą”? Tego było za wiele jak na
mnie. Ukryłem twarz w dłoniach i zacząłem szlochać. Usłyszałem jakieś hałasy na
górze. Szybko schowałem list.
Ze
wspomnień wyrwał mnie delikatny pocałunek w kark. Odwróciłem się. Moim oczom
ukazał się rozczochrany i wesoły Niall.
-
Pytałem trzy razy co zjadłbyś na śniadanie, a Ty stałeś przy tym oknie jakbyś
.. no właśnie. Co Cię tam tak przyciągnęło? – Zmarszczył brew.
-
Wspominałem rodziców .. – Oparłem głowę na jego ramieniu.
-
Zayn, a co się z nimi stało? – Zapytał półszeptem, gładząc mnie po plecach.
-
Nie ma o czym mówić. – Odepchnąłem go i wyszedłem z pokoju, głośno trzaskając
drzwiami. Poszedłem zapalić. Niall bardzo nie lubił jak przesiąkałem zapachem
nikotyny, ale w tej chwili mnie to nie obchodziło. Chciałem się tylko troszkę
uspokoić i wrócić do krainy wspomnień.
*Perspektywa
Nialla*
Stałem
wciąż w tym samym miejscu. Nie chciałem go zranić, urazić, a jednak. Jak zawsze
musiałem coś spierdolić. Nie wiedziałem jak mu pomóc. Był dla mnie naprawdę
ważny. Najważniejszy .. Widać, że to bardzo przeżywał, a ja wyskoczyłem mu z
tym banalnym pytaniem. Zajebisty Horan jesteś. Kretyn .. Ruszyłem do kuchni.
Może tam go zastanę. Niestety, nie było go tam. Zacząłem robić śniadanie, gdy
tylne drzwi, prowadzące do „ogrodowej palarni pana Malika” trzasnęły.
Odskoczyłem od szafki i spojrzałem na mulata.
-
Ja przepraszam. – Powiedzieliśmy w tym samym czasie, po czym zaczęliśmy się
śmiać. Podszedłem do niego i mocno wtuliłem się w pierś chłopaka, czując, że
właśnie przytulam mojego prześmierdniętego papierochami Skarba.
*Perspektywa
Harrego*
Sen,
który nawiedził mnie w nocy był .. dla niektórych przerażający, ale dla mnie
przyjemny (?)
Ciepłe
lato. Morze, plaża, srające mewy. Ja i Lou razem na wakacjach. Hotel z wyjściem
na plażę. Plażę nudystów! A my tam leżymy .. nadzy. Namierzam chłopaka
spojrzeniem pożądania, a on momentalnie zaczyna mnie namiętnie całować.
I
właśnie w takiej chwili musiałem się obudzić. To trzeba być sierotą, żeby
dalsze wydarzenia przegapić. Żeby nie dopuścić do tak intensywnych scen. Przez
ten sen wszystko się w moim życiu zmieniło. Jakoś poczułem się ważny. Nawet
zapomniałem, że ma dziewczynę. Sięgnąłem do szafki nocnej po lalkę, podobiznę
Tommo. Zacząłem bacznie jej się przyglądać. Po czym zdjąłem z niej koszulkę i
spodenki. Przed oczyma miałem nagiego chłopaka.
-
No, Boo Bear, na plaży jesteś bardziej seksowny. Twoja pupcia jest większa niż
ten plastik zastępujący Twoje zacne poślady. – Powiedziałem, dokładnie
lustrując lalkę. W tej chwili prawdziwy Tomlinson wślizgnął się do pokoju.
-
Hazz .. nie żeby coś, ale dlaczego z samego rana, w łóżku, obmacujesz moją nagą
lalkę?
-
Emm .. – Speszony schowałem lalkę pod kołdrę. Poczułem jak fala gorąca oblewa
moje ciało, a policzki nabierają kolorów.
-
Dobra, Haroldzie. Nie tłumacz się, przyszedłem poinformować Cię tylko, iż
śniadanie jest na stole i radzę Ci przyjść bo wiesz .. Ziall się „zdenerwuje” –
Uśmiechnął się i wyszedł. Wypuściłem powietrze z płuc.
*Perspektywa
Zayna*
Dzień
minął dość nudno. Do wieczora graliśmy na x-boksie. Zauważyłem, że Hazza zaczął
się jeszcze dziwniej zachowywać. Wyczułem czyjś wzrok na sobie. Rozejrzałem się
i ujrzałem napalone (?!) spojrzenie Nialla. Kiwną głową, że idzie na górę. Po
chwili podniosłem się i powiedziałem.
-
Ehm .. żarówka się popsuła. –
Pośpiesznie wyszedłem. Nacisnąłem na klamkę jego, a raczej już naszego pokoju.
Zobaczyłem leżącego na łóżku Nialla w samych bokserkach. Gdy mnie dostrzegł,
wstał. Podszedł do mnie. Wpił się w moje usta. Zaczął ssać delikatnie moje
wargi. Przygryzł dolną część zapewniając sobie lepsze dojście. Wepchnąłem język
do jego ust. W pewnym momencie drzwi pokoju otworzyły się, a w nich stanął mały
Allan. Oderwałem się od Blondyna i spojrzałem na chłopca. Ten przyglądał się
nam ze zmieszaną miną.
-
Zayn .. jakaś pani psysła i chce się z Tobą widzieć.
* * *
Więc
o to piąty rozdział. Wow! 16 komentarzy : O
Dziękuję Wam bardzo mocno, z całego serdusia <3 Cieszę się, że ktoś to czyta i że komuś się to podoba ..
Dziękuję Wam bardzo mocno, z całego serdusia <3 Cieszę się, że ktoś to czyta i że komuś się to podoba ..
Chciałabym
się pochwalić, że ostatnio pisałam sobie z Agatą (z Larry-stylinson-bromance) i
Basią (everyday-abnormal) i okazuje się, że obie mnie kochają! Hihihi : D
Kolejną
rzeczą jest wyróżnienie w tym miejscu mojej ukochanej współmałżonki Martyyyyny
<3
Będzie tutaj pisała z perspektywy Hazzy (na próbę – pisała ten rozdział), oraz niedługo powstanie nasz nowy wspólny blog <3
Będzie tutaj pisała z perspektywy Hazzy (na próbę – pisała ten rozdział), oraz niedługo powstanie nasz nowy wspólny blog <3
Jej
TT - @NouisConda
Mój
TT – (zmieniłam nazwę) @Oh1DLuv
OBSERWOWAĆ!
<3
Dobijecie
do 20 komentarzy? : D Plooooooooooosę <3
Wiecie,
cóż to będzie za kobieta do Zayna? : 3
Postaram
się w następnym rozdziale dodać scenę Zialla (+18)
Cya
<33
Subskrybuj:
Posty (Atom)
O mnie
- Almighty Destroyx
- Ania & Martyna, czasami jeszcze Josh.